czwartek, 25 grudnia 2014

Orzechowa masa do piernika

Wesołych Świąt! Dobrego, szczęśliwego, spokojnego czasu dla wszystkich tu zaglądających.
I serdeczne podziękowania dla Bei za piękną "aniołową" foremkę do pierniczków :)


Na wielu blogach nie raz już się pojawił przepis na Piernik Staropolski, pewnie i ja go kiedyś wklepię, bo to miejsce, to rodzaj książki kucharskiej dla mojej rodziny i przyjaciół. Dziś tylko masa orzechowa, baz której nie wyobrażamy sobie tego wypieku. Mój piernik zawsze składa się z czterech warstw i jest przełożony powidłami z dodatkiem gorzkiej czekolady i właśnie tą masą. Przepis zapisałam wiele lat temu i niestety nie pamiętam kto go podawał na Forum Kuchnia GW, jestem jednak bardzo wdzięczna tej osobie, masa jest przepyszna!

Masa  orzechowa 

300 g mielonych orzechów włoskich
1 kostka masła
1 szklanka cukru
3 łyżki  słodkiej śmietanki lub mleka
sok z 1/2 cytryny
spirytus ok 2 łyżek stołowych

Cukier , masło, śmietankę (lub mleko) zagotować. Wsypać orzechy , starannie zamieszać. 
Odstawić do całkowitego wystudzenia.  B.WAŻNE ! Masa ma być bardzo zimna. 
Wystawiam garnek na dwór lub wstawiam na noc do lodówki.
Bardzo zimną masę (jest wtedy "kamienna" :) ucieram ręcznym mikserem, końcówkami do ubijania piany. 
Porcjami dodaję sok z cytryny i spirytus. Masa jaśnieje i staje się lekka i puszysta. 
Trzeba uważać żeby nie dodać zbyt wiele płynu bo będzie za rzadka.
Piernik przekładam na dwa, trzy dni przed Świętami.





wtorek, 16 grudnia 2014

Chleb owocowy (chleb z bakaliami)

Zbliżają się Święta, w niejednej kuchni królują bakalie. Pieczemy z nimi ciasteczka, pierniki, keksy, nugaty ... a nawet chleby. Takie jak ten dzisiejszy wybrany i przetłumaczony przez Amber, do naszej grudniowej, wieloblogowej piekarni.
Przepis Jana Hedh'a pochodzi z książki "Artisan Breads".


Chleb owocowy 
Fruit Bread
na podstawie przepisu podanego przez Amber
Proporcje na 2 prostokątne foremki

Dzień 1
moczenie
225 ml suszonych moreli (u mnie niesiarkowane)
1 litr wody
Morele zalałam wodą i pozostawiłam na 24 godziny.

starter
170 ml mąki pszennej chlebowej (typ 750)
1/8 łyżeczki drożdży instant
40 ml wody
1/4 łyżeczki soli
Mąkę wymieszałam z drożdżami, zalałam wodą, dodałam sól i wyrabiałam mikserem około 10 min.
Starter, w naoliwionym zamkniętym pojemniku, zostawiłam w lodówce na 24 godziny.

Dzień 2
moczenie
125 ml suszona żurawina + rodzynki
0,5 litra wody
Rodzynki i żurawinę moczyłam  przez 30 minut, odsączyłam na sicie.

Morele odsączyłam i pokroiłam na ćwiartki

zagniatanie
900 ml mąki chlebowej (typ 750)
80 mąki pszennej razowej
80 ml  mąki żytniej (typ 720)
25 ml cukru muscovado
225 ml  wody (dodałam około 100 ml więcej)
1,5  łyżeczki drożdży instant
32 g  masła
2 łyżeczki soli

50 ml mąki
80 ml orzechów włoskich
35 ml  pistacji

1 łyżka masła do smarowania
1 łyżka mąki żytniej do posypania


1.  W misie miksera połączyłam mąki, drożdże, cukier (rozmieszany w małej ilości wody), starter (pocięty na małe kawałki)
oraz wodę. Zagniatałam hakiem przez 10 min.
Stopniowo dolewałam dodatkową wodę aż uznałam, że ciasto jest wystarczająco elastyczne.
2.  Dodałam masło i zagniatałam jeszcze 5 min. Dodałam sól i zagniatałam około 5 min. Ciasto powinno być plastyczne.
3.  Dodałam odsączone morele, żurawinę i rodzynki z łyżką mąki,orzechami i pistacjami.
Zagniatałam ręcznie żeby nie naruszyć struktury moreli.
4.  Ciasto w naoliwionym pojemniku z przykrywką i odstawiłam do wyrośnięcia na 60 minut.
Wyrastało w piekarniku z włączoną lampką, daje mi to gwarancję utrzymania ciepła.
W połowie wyrastania (po 30 min) przebiłam ciasto.
5.  Wyrośnięte ciasto podzieliłam na 2 części i zostawiłam pod ściereczką na 10 min.
6.  Uformowałam bochenki i włożyłam je do foremek
7.  Chleby posmarowałam rozpuszczonym masłem i posypałam żytnią mąką.
Przykryte ściereczką wyrastały około 1 godzinę (aż podwoiły swoją objętość)
8.   Nagrzałam piekarnik do 250 st.C .
9.  Wstawiłam foremki i spryskałam piekarnik wodą
10.  Po 5 min. zmniejszyłam  temperaturę do 180 st.C.
11.   Po kolejnych 5 min. uchyliłam na chwilę drzwiczki piekarnika żeby wypuścić parę.
12.  Piekłam chleby jeszcze 35 min, po tym czasie wyjęłam je z foremek i dopiekałam jeszcze przez 5 min.
 Studziłam na kratce

Ten  chleb podobno doskonale przechowuje się w plastikowych pojemnikach, ja na razie jadłam go na świeżo, z masłem i muszę przyznać że jest pyszny. Myślę, że i grzanki będą z niego wspaniałe.
Nieprzekonani niech zajrzą na inne blogi :) chleb upiekli również:
BajkoradaFabryka kuchennych inspiracjiGrahamka, weka i kajzerkaKuchennymi drzwiamiKuchnia Gucia
Nieład malutkiOgrody BabilonuSmakowe kubkiUgotujmy to.


czwartek, 20 listopada 2014

Chleb litewski

Z lekkim opóźnieniem dołączam do listopadowej piekarni Amber. Tym razem pieczemy chleb litewski, przepis Mirabelki zaproponowała Kamila. Nareszcie wyhodowałam nowy zakwas i taki prosty wypiek nadawał się idealnie do jego wypróbowania. Chleb jest bardzo smaczny, warto na niego poczekać dwa dni :)


Chleb litewski
(podaję za Mirabelką)

Składniki:
(porcja ciasta na 2 formy keksowe)

500g zaczynu z maki żytniej chlebowej
100g otrąb (zmieliłam jakieś płatki, na pewno nie owsiane :)
200g wrzącej wody
2 łyżki kminku (ja dodałam 1 łyżkę kminku w całości i 0,5 łyżki mielonego)

350g maki żytniej razowej (z tego 25g do uprażenia)
150g maki żytniej chlebowej
300g wody letniej (dodałam ok. 1,75 szklanki)
1-2 łyżki melasy (użyłam buraczanej)
1 łyżka soli


dzień I
1. Zaczyn:
50g płynnego aktywnego zakwasu + 130g maki żytniej razowej i 120g wody - wymieszać i odstawić na noc ( 8-12 godzin)

2. Równocześnie wieczorem zalać 100g otrąb  200g wrzącej wody, dodając do tej mieszanki 2 łyżki kminku.
(wody należy użyć tyle, żeby cała mąka była wilgotna).

dzień II
1. Następnego dnia do zaczynu dodać 90g maki żytniej i 110g wody, odstawić na 3-4 godziny.
(Taki zaczyn można użyć do chleba kiedy się podniesie i jego powierzchnia będzie lekko wklęsła).

2. 2 łyżki mąki razowej i uprażyć na suchej patelni aż nabierze brązowego koloru (trzeba uważać żeby nie przypalić!)

3. Wymieszać w misce ciasto zakwaszone z resztą składników, oprócz soli.
Mieszać należy tylko do połączenia składników, nie za długo. Konsystencja ciasta powinna być dość luźna. Przy mieszaniu mikserem nie może tworzyć się bryła ciasta.


4. W odrobinie wody rozpuścić sól, dodać do ciasta i lekko wymieszać całość.

5. Napełnić ciastem formy prostokątne do połowy ich wysokości, wygładzić smarując powierzchnię wodą.
(formy posmarowałam olejem i wysypałam mąką razową)


Chleb powinien wyrosnąć do podwojenia objętości (u mnie to trwało ok. 4 h), po wyrośnięciu należy jeszcze raz wierzch posmarować wodą.


6. Pieczenie:
Temperatura początkowa piekarnika 250 C.
Piec w tej temperaturze 15 minut z termoobiegiem,
potem zmniejszyć do 200 C i jeszcze piec przez 30 min już bez termoobiegu,
dalej zmniejszyć do 180 C i dopiec ok. 25 minut.

Po upieczeniu wyjąć z foremki, odwrócić i wystudzić.
(po wyjęciu z foremek włożyłam chleb do uchylonego piekarnika i tam zostawiłam do rana)

Chleb nadaje się do jedzenia dopiero następnego dnia.
Jest pyszny np. z gęsim rillettes (z przepisu Amber) i z kiszonym ogórkiem. Polecam!


Chleb litewski na blogach:
Akacjowy blog , Arnikowa kuchniaBajkoradaCo mi w duszy graEksplozja smakuFabryka kulinarnych inspiracjiGrahamka,weka i kajzerka…Konwalie w kuchniKuchnia AlicjiKuchnia GuciaKulinarne przygody GatityKuchennymi drzwiamiLeśny zakątekMagnolia – rozmarynMoje małe czarowanie
Nieład malutkiOgrody Babilonu
Proste potrawy, Smakowe kubki , Smakowity chlebStare garyW poszukiwaniu slowlifeZapach chlebaZakalce mego życiaZacisze kuchenne

środa, 22 października 2014

Dynia nadziewana, doskonała

Jak to dobrze, że w końcu możemy kupować dynie w różnych odmianach! Pamiętam, kilka lat temu zatrzymałam się przy straganie i zapytałam - jakie to dynie, padła odpowiedź  - jadalne, i tyle, jedyna informacja :))
Kiedyś nawet nie lubiłam tego warzywa, kojarzyło mi się z mdłą sałatką, zamykaną w słoiki na zimę.
Dzięki blogowi Bei zapragnęłam poznawać nowe, dyniowe smaki.
Pokochałam zwłaszcza odmianę Hokkaido, polecam np.  pierogi oraz sałatkę.
W poniższym przepisie wykorzystałam odmianę Muscade de Provence. Sprawdziła się po prostu wspaniale.
Przepis pochodzi z książki Dorie Greenspan " Around My French Table " a znalazłam go na stronie GreatIdeas,
podaję z moimi zmianami

jeszcze w piekarniku

Dynia nadziewana
dla 4-6 osób

1 dynia średniej wielkości (moja po wydrążeniu ważyła 2 kg)
3 duże kromki czerstwego chleba pokrojone w centymetrową kostkę
100 g sera  Emmenthal i 100 g sera Cheddar, pokrojone j.w.
4 duże ząbki czosnku, drobno posiekane
5 plastrów parzonego, wędzonego boczku, pokrojone w drobną kostkę
1/2 szklanki posiekanego szczypioru od dymki
1 łyżka posiekanego, świeżego tymianku
1/3 szklanki  30 % śmietanki
sól, pieprz, gałka muszkatołowa, do smaku

1. Włączyć piekarnik, 180 st C grzanie góra i dół
2. Od dyni, ostrym nożem, odciąć "czapeczkę" , tak żeby łatwo można było ją wydrążyć.
Łyżką wyciągnąć wszystkie pestki i nitki. Wnętrze dyni oprószyć solą i pieprzem
3. W misce połączyć, kostki chleba, sery, czosnek, boczek, szczypior i tymianek.
Delikatnie posolić i popieprzyć, wymieszać.
4. Dynię wypełnić nadzieniem, powinno sięgać do samego brzegu.
5. W kubeczku wymieszać śmietankę ze świeżo utartą gałką muszkatołową oraz pieprzem, tą miksturą zalać nadzienie.
6. Dynię zamknąć odciętą czapeczką, umieścić w piekarniku, w naczyniu wyłożonym pergaminem.
7. Piec 2 - 2.5 h do momentu aż dynia będzie na tyle miękka, że bez problemu można ją będzie nakłuć czubkiem noża.
20 minut przed  końcem pieczenia zdjąć czapeczkę, nadzienie lekko się przyrumieni i trochę powiększy swoją objętość.

po upieczeniu

20 minut pracy (siekanie), 2 godziny odpoczynku (pieczenie) i możemy przyjmować gości ;)
Taka potrawa plus miska sałaty, stanowi pyszną i pożywną kolację. Polecam gorąco! to jest na prawdę dobre!

P.S.
Właśnie dowiedziałam się, że u Bei trwa Festiwal Dyni, więc czym prędzej dołączam :)

wtorek, 9 września 2014

Domowy koncentrat pomidorowy

Co roku, na początku września, rezerwuję sobie czas na przetwory pomidorowe.
Mam ulubionego Pana na targu, co kilka dni odbieram od niego 20 kilogramowe skrzynki, miksuję, gotuję i pakuję pomidory
w słoiki. Tego ostatniego, to tak naprawdę nie znoszę, tak więc gary pulpy pomidorowej zalegają w kuchni przez wiele dni :))

Przeważnie przygotowuję sosy i  przeciery. Tym razem postanowiłam zrobić również koncentrat.
Przepis znalazłam na blogu Leite's Culinaria, oryginalnie pochodzi z książki Rosetty Costantino.


Koncentrat pomidorowy
(3 x 300 ml)

5 kg pomidorów (u mnie odmiana Lima)
1/4 szklanki soli morskiej

oliwa do posmarowania blaszki i zalania słoików

1. Pomidory pokroić na ćwiartki, palcami usunąć z nich pestki. Przełożyć do 10 l garnka i gotować pod przykryciem około 30 min - mają zmięknąć.
2. Przepuścić pomidory przez maszynkę pozbawiającą je skórek oraz pozostałych pestek np przez taką przystawkę do KA
3. Przełożyć pulpę z powrotem do garnka, zagotować, domieszać sól.
Zmniejszyć ogień i gotować, od czasu do czasu mieszając, aż całość zredukuje się do około 1 l gęstej masy. U mnie zajęło to 2 h.
4. Piekarnik rozgrzać do 95 st C. Standardową blachę z piekarnika lekko posmarować oliwą.
5. Przełożyć pomidorową masę na blaszkę, rozsmarować dokładnie, równą warstwą, na grubość około 0,5 cm - zakryjemy w ten sposób całą blaszkę.
6. Umieścić blaszkę w piekarniku, po 30 min przemieszać pomidory i ponownie równiutko rozsmarować (tam, gdzie warstwa byłaby cieńsza, masa mogłaby się przypalić).
7. Suszyć jeszcze przez 2,5 h mieszając i rozsmarowując co 20 min. Zachowujemy tę samą grubość masy ale powierzchnia przez nią zajęta będzie coraz mniejsza.
8. Koncentrat po przestudzeniu przełożyć do słoików i zalać po wierzchu oliwą.


Pastę przechowujemy w lodówce, po każdym jej użyciu uzupełniamy poziom oliwy.
Dodając do potraw pamiętamy, że pasta jest dość słona.

środa, 23 lipca 2014

Paella z owocami morza

Paellę pamiętam właściwie tylko z Walencji. Wiem, że robią ją tam mężczyźni, tylko w niedzielę, i że ta prawdziwa walencjańska ma mieć w sobie kurczaka, królika i kilka rodzajów fasoli. Ale nam się zachciało paelli z owocami morza!
W sprawdzonym z "dorocznego fondue" gronie, przystąpiliśmy do dzieła.
Każdy miał jakiś pomysł, ja miałam wydrukowane jakieś przepisy, nie mogło się nie udać!
Powstało coś pysznego, pod czym być może nie podpisałby się rodowity Hiszpan... ale kto wie, może jednak ;)


Paella dla 4 osób
potrzebne będą: patelnia 32 cm oraz specjalny palnik, jeśli chcemy gotować na dworze (zdjęcie poniżej)

2 szklanki ryżu (u nas carnaroli, może być arborio)
1 cebula cukrowa, pokrojona w drobną kostkę
3 ząbki czosnku, obrane i pokrojone w plasterki
3 nieobrane ząbki czosnku
2 pomidory bez skóry, miąższ drobno posiekany*
1/2 czerwonej i 1/2 żółtej papryki, pokrojone w dużą kostkę
1/2 szklanki mrożonego groszku
około 200g białej ryby (np polędwica z dorsza), pokrojone na spore kawałki
400g małży (u nas mrożone, świeże nie dojechały :)
400g mrożonej mieszanki owoców morza
kilkanaście średnich krewetek
4 duże krewetki
150 ml wina
700 ml domowego bulionu z kurczaka

oliwa do smażenia

przyprawa do paelli (zawiera min. wędzoną paprykę, szafran, czosnek i pieprz)
sól
garść natki z pietruszki
cytryna w ćwiartkach

*najprościej jest przekroić pomidora na pół i ścierać go na tarce jarzynowej do momentu aż w ręce pozostanie nam sama skórka - to jedna z wielu kulinarnych umiejętności jaką zawdzięczam Pyńkowi :)

Na oliwie obsmażyliśmy cebulę i czosnek, dodaliśmy pomidory, gotową przyprawę, sól i pokrojoną paprykę.
Po 2 - 3 min smażenia dodaliśmy rybę i rozmrożoną mieszankę owoców morza.
Smażyliśmy mieszając kolejne 2-3 min. Następnie dodaliśmy wino.
Kiedy wino odparowało, wsypaliśmy ryż a po chwili dodaliśmy bulion, od tej chwili paelli już się nie miesza.
Na wierzchu potrawy ułożyliśmy krewetki, małże w muszlach oraz zamrożony groszek.
Patelnię przykryliśmy folią aluminiową, zmniejszyliśmy płomień i pozostawiliśmy na około 15 - 20 min.
Po odkryciu smażyliśmy jeszcze przez kilka minut - do momentu odparowania pozostałego płynu (nadal nie mieszając, na dnie ma powstać coś w rodzaju skorupki)
Przed podaniem, posypaliśmy paellę natką.



Szczerze polecam! Wspólne robienie paelli to świetna zabawa, dlatego mam też większą patelnię :)

A tak wygląda sprzęt:


wtorek, 22 lipca 2014

Creme caramel

Ten deser jest tak dobry, że nie mam siły czekać na lepsze światło, muszę zjeść tę ostatnią porcję! :))
Przepis Agnieszki Kręglickiej zapisałam wieki temu, pewnie był w "Wysokich obcasach" lub na portalu GW.
Zapisałam i zapomniałam... a może podświadomie przeczuwałam, że jak już raz zrobię to wpadnę po uszy i się uzależnię?


Creme caramel
proporcje na 6 ramekinów
karmel:
1/2 szklanki miałkiego cukru
2 łyżki wody
krem:
1 szklanka śmietany kremówki
1 szklanka mleka
laska wanilii (miałam 1/2 i też wyszło pysznie)
4 jaj
2 żółtka
1/2 szklanki cukru

1. Cukier i wodę wymieszać w rondlu. Podgrzewać aż zacznie przyjemnie pachnieć i nabierze złocisto- brązowego koloru. Powstałym karmelem wylać spody foremek.
2. Rozgrzać piekarnik do 170C.
3. Mleko połączyć ze śmietanką, dodać wanilię (najlepiej ją rozciąć i lekko wyskrobać ziarenka)
Całość zagotować, przykryć i zostawić na kilka minut aby dobrze przeszło zapachem wanilii.
4. Jajka i żółtka ubić z cukrem, mieszając, powoli wlewać cienkim strumieniem gorące mleko ze śmietanką.
5. Ramekiny ustawić w głębokiej blaszce.
6. Masę przecedzić przez sitko i napełnić nią foremki
7. Blaszkę wypełnić wodą do połowy wysokości foremek i przykryć kawałkiem folii aluminiowej.
8. Wstawić do nagrzanego piekarnika.
Piec 30 - 35 min, do momentu aż masa lekko się zetnie, tzn. może się ruszać ale nie wylewać.
9. Schłodzić przed podaniem. Przed wyjęciem z foremek lekko okroić nożem brzegi.

wtorek, 8 lipca 2014

Bajgle w wersji slow

Od dziś z jeszcze większą przyjemnością będę jeździć na Powiśle, do SAM-u, na moje ukochane bajgle!

Ponownie przekonałam się, że jest to wypiek wymagający cierpliwości.
Nawet przepis trzeba przeczytać cierpliwie, żeby później nie musieć wstawać o 5.00 rano.
Z lipcowej piekarni  wybrałam przepis na bajgle slow (very slow!)
Rzuciłam okiem, przeczytałam "po godzinie wstawić do lodówki na co najmniej 8 h" i pomyślałam:
- super! będą bajgle jutro na kolację.
Za przygotowanie zabrałam się koło 20.00, zmieszałam składniki, i ups, potrzeba jeszcze ośmiu godzin :))

Dzieci na wakacjach, a ja zamiast się wysypiać nastawiłam budzik na 5.30 i w poczuciu obowiązku obudziłam się
jeszcze zanim zadzwonił... hm...
Po takim poświęceniu powinny mi wyjść świetnie? no cóż, zaspana nawet nie pomyślałam o korygowaniu ilości wody.
Ciasto wyszło piękne, sprężyste, gładkie; bajgle wyrosły cudne, wysokie i pulchne... a podczas gotowania klapły i nie wstały.
Na szczęście przynajmniej są bardzo smaczne!


Bajgle w wersji slow:
cytuję przepis Moniki - u niej są modelowe!

150 g mąki typ 750
150 ml wody
szczypta drożdży
2 łyżki zakwasu pszennego (opcjonalnie)*

Wszystkie składniki zmieszaj w misce i pozostaw do przefermentowania w ciepłym miejscu na kilka godzin (ok. 8).
Następnie do zaczynu dodaj:

600 g mąki
350 g wody**
2 łyżki miodu
1 łyżka soli
6,5 g drożdży suszonych

dodatkowo:
1 jajko +  np. sezam, mak, czarnuszka itp

Ze wszystkich składników wyrób gładkie ciasto. Pozostaw je w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na godzinę,
następnie przełóż na blat, rozpłaszcz i złóż na trzy jakbyś składał list a następnie na pół.
Włóż ciasto do miski, przykryj ściereczką i umieść w lodówce na przynajmniej osiem godzin.
Po tym czasie podziel ciasto na ok 17 kawałków, uformuj z nich kulki i pozostaw na dwadzieścia minut.
W każdej z kulek zrób palcem dziurkę***
Aby ją powiększyć możesz zakręcić ciastem dookoła palca, tak jakbyś kręcił hula – hop.
Tak przygotowane ciasto pozostaw do wyrośnięcia na 40 minut.
W dużym garnku zagotuj wodę. Nie musi być jej dużo, ważne żeby bajgle nie dotykały dna i swobodnie mogły się gotować.
Do wody dodaj łyżkę miodu, melasy lub golden sirup.
Delikatnie wrzuć wyrośnięte bajgle na wrzącą wodę.****  Gotuj z każdej strony po minucie.
Następnie za pomocą łyżki cedzakowej przełóż na kratkę do wypieków lub ściereczkę.

Obgotowane bajgle posmaruj roztrzepanym jajkiem, zanurz z jednej strony w sezamie lub/i maku.
Połóż ułóż na blaszce i piecz w piekarniku nagrzanym do 200 stopni przez od 20 – 25 minut
do momentu, aż nabiorą złotego koloru.

moje uwagi:
*       zakwasu nie dałam
**     wodę lepiej dodawać po trochu, może nie będzie potrzebne całe 350 ml, mąka różnie chłonie
***   moje ciasto było dość klejące, żeby zrobić dziurkę zanurzałam palec w oliwie,
         pewnie przy bardziej  zwartym cieście nie było by to konieczne.
**** mam wrażenie, że ładniejsze są te bajgle, które wrzucałam do wody "do góry nagami" (wyrośniętą    stroną w dół )

Cierpliwym łasuchom polecam! Mniej cierpliwych odsyłam do Moniki po wersję fast :)

wtorek, 17 czerwca 2014

Knekkebrød z czerwcowej piekarni

Przepis przygotowany przez Marzenę i zaproponowany przez Amber wyjątkowo mi się spodobał.
Tym razem trudno by się było wymówić brakiem czasu !
Przygotowanie tego wypieku zajmuje kilka minut (plus oczywiście czas pieczenia).
Nie potrzebny jest zakwas, ani drożdże, ani żadne wyszukane urządzenie kuchenne.
Wystarczy łyżka, szklanka i miska ( i piekarnik :))
Poza tym, w naszej kuchni zawsze stoi mieszanka różnych płatków, otrębów i pestek - to podstawa śniadań mojego męża -
sam sobie taki zestaw przygotowuje.
Wystarczyło sięgnąć do puszki, dosypać troszkę sezamu, soli i mąki, kapnąć wody i już!

Wykonanie również sobie uprościłam, napiszę o tym poniżej.


Podstawowy przepis wygląda tak:

Knekkebrød
Składniki:
200 ml otrębów pszennych
200 ml płatków owsianych
200 ml pestek dyni
200 ml pełnoziarnistej mąki żytniej
200 ml ziaren słonecznika
100 ml siemienia lnianego
100 ml ziaren sezamu
2 łyżeczki soli
700 ml wody

Wszystkie składniki wymieszać i odstawić na 10 minut.
Wykładamy blachę papierem i rozsmarowujemy ciasto cieniutko  równą warstwą.
Wstawiamy do nagrzanego piekarnika do 150 stopni z termoobiegiem na 10 minut.
Po 10 minutach wyciągamy i kroimy na prostokąty.
Wstawiamy ponownie do piekarnika jeszcze na 30-40 minut.
Wyciągamy i odstawiamy do wystygnięcia – po ostygnięciu stwardnieje.


Postanowiłam zmniejszyć proporcje do 1/4 .
Użyłam:
250 ml mieszanki płatków, otrębów, pestek słonecznika i sezamu
50 ml pełnoziarnistej mąki żytniej
0,5 łyżeczki soli
175 ml wody

Składniki zmieszałam i odstawiłam na 10 min.
Dwie blaszki wyłożyłam papierem do pieczenia. Piekarnik nagrzałam do 150 st (termoobieg)
Ciasto nakładałam łyżką do lodów i delikatnie rozsmarowywałam szpatułką do ciasta - powstały placuszki o średnicy około 10 cm.
Piekłam przez 45  min, obie blachy jednocześnie.

Schrupałam z kozim serkiem i rzodkiewką :)


Norweski chlebek upiekli również:
BajkoradaDzieje kuchennej WiewióryEksplozja smaku, Fabryka kulinarnych inspiracjiGrahamka,weka i kajzerkaHealthy Craving
Konwalie w kuchniKuchnia GuciaKuchennymi drzwiamiKulinarne przygody GatityLeśny ZakątekMagnolia-rozmaryn,
Moje domowe kucharzenieMoje małe czarowanieNieład MalutkiOgrody BabilonuRed and PaleRuskie raz!Smakowe kubki
Smakowity chlebStare garyW poszukiwaniu SlowLifeW sezonieZacisze kuchenne.

niedziela, 1 czerwca 2014

Wołowina duszona w winie

Sekretem naprawdę dobrej potrawy są doskonałej jakości składniki.
Najlepszy przepis nie pomoże jeśli do jego wykonania użyjemy byle jakich produktów.
Świeże warzywa, mięso certyfikowanej jakości, własnoręcznie przygotowany przecier pomidorowy i bardzo przyzwoite wino
to podstawy dzisiejszego dania.

Wołowina duszona w winie*

2 kg pręgi wołowej (QMP**)
2-3 gałązki młodego selera
kilka gałązek tymianku
natka z dwóch pietruszek
8 młodych cebulek
4 średnie marchewki
3 ząbki czosnku
400 ml domowego przecieru pomidorowego
500 ml czerwonego wina
klarowane masło do smażenia
sól, pieprz
2 łyżki mąki pszennej
5 ziaren ziela angielskiego
4 liście laurowe
1 łyżeczka pieprzu w ziarnach


Wołowinę umyłam, osuszyłam i pokroiłam w dużą kostkę (około 4 x 4 cm), posoliłam i oprószyłam mąką.
Na dno żeliwnego garnka włożyłam liście selera, natkę, tymianek, obrane i lekko zmiażdżone ząbki czosnku.
Dodałam pieprz, ziele i liście laurowe.
Mięso obsmażyłam partiami na klarowanym maśle, przełożyłam do garnka.
Na patelni po mięsie przesmażyłam drobno pokrojone 1 cebulkę i 1 marchewkę, dodałam je do mięsa.
Całość zalałam przecierem pomidorowym oraz winem. Po godzinie duszenia na małym ogniu dodałam pokrojoną w plasterki pozostałą marchewkę i cebule pokrojone w ćwiartki.
Dusiłam jeszcze około 2 h, do miękkości mięsa.

Danie podałam z młodymi ziemniakami i mizerią. Wyszło pysznie! uwierzcie :-)

* wołowinę przygotowałam zainspirowana przepisem Grzegorza Łapanowskiego
** QMP (Quality Meat Program) - system certyfikacji mięsa wołowego
http://www.kochamwolowine.pl/

piątek, 18 kwietnia 2014

Doskonałe ciasto na mazurki

Już kiedyś o tym cieście pisałam - klik, ale powtórzę bo moim zdaniem warto, może ktoś jeszcze zdąży je upiec.


W stanie surowym jest bardzo plastyczne, łatwo je rozwałkować i wylepić nim foremki. Podczas pieczenia, jeśli dobrze ponakłuwane, zachowuje kształt, nie wybrzusza się, nie puchnie, nie wymaga obciążenia (pieczenia na ślepo).
Dzięki skórce cytrynowej wspaniale pachnie. A po upieczeniu jest cudownie kruche.

Kruche ciasto z dodatkiem drożdży
(proporcje na 3 mazurki np. 40/30 cm)

1 kg mąki krupczatki
600 g masła ( 3 kostki)
250 g cukru pudru
4 żółtka
1 całe jajko
skórka otarta z 2 cytryn (najlepiej niepryskanych, ekologicznych)
20 g drożdży

Drożdże dokładnie rozetrzeć w mące, dodać cukier puder, skórkę z cytryny i masło, siekać aż powstanie coś w rodzaju kruszonki
(można to robić nożem ale ja wolę w malakserze, choć przy tej ilości muszę to robić partiami).
Dodać jajko i żółtka, całość dokładnie połączyć nie wygniatając zbyt długo - ja to robię w misie robota kuchennego
końcówką do ucierania.
Ciasto podzielić na części i schłodzić przynajmniej 1 h.
Piec w 190 - 200 st C aż nabierze złotego koloru, w zależności od wielkości blaszek 15 - 20 min.

Wszystkiego najlepszego! Radosnych Świąt Wielkiej Nocy! Niech i u Was tak pięknie zapachnie jak u mnie :) 

czwartek, 10 kwietnia 2014

Szybki "sos boloński"

Jeszcze raz o warsztatach, ale dość nietypowych. Spotkanie z Alfredo Boscolo i Leonardo Masi z Kuchni Dantego nie przypomina gotowania pod okiem szefa kuchni. To raczej wydarzenie samo w sobie, trochę kuchni, trochę humoru i trochę „Boskiej komedii”. 
Gotują oni z dużą wprawą i widoczną przyjemnością, dość luźno trzymając się przepisów. Doskonale znając podstawy, pozostawiają pole do popisu dla własnej inwencji kulinarnej.
Sami Panowie piszą  o sobie tak  „ Dwóch Włochów otoczonych nimbem chwały swoich doktoratów stanęło przy garnkach. Wydaje się, że to nieunikniony los, czekający każdego Włocha na obczyźnie, choćby nie wiadomo jak wykształconego” ;)


Przygotowywaliśmy między innymi makaron z szybkim sosem bolońskim.
(wstęp na temat sosu był bardzo długi, głównie chodziło o to, że coś takiego jak typowe ragou bolońskie nie istnieje :))  wariacji na jego temat jest niemal tyle co kucharzy)

Do sosu użyliśmy około:

300 g mielonego mięsa ( cielęcina, wołowina i wieprzowina w równych proporcjach)
50 g marchwi
50 g selera naciowego
50 g cebuli
20 g koncentratu pomidorowego*
1 szkl mleka
½ szkl czerwonego wina
sól, pieprz
gałązka rozmarynu
2-3 listki szałwii
oliwa, masło
do posypania - tarty parmezan

* koncentrat  Pudliszki – 100% pomidorów, bez konserwantów i innych dodatków !
Do ragou po bolońsku najlepiej używać koncentratu lub zagęszczonego przecieru, to sos przede wszystkim mięsny a nie pomidorowy.

Na oliwie z masłem, podsmażyliśmy dla zapachu zioła (rozmaryn należy wyjąć po paru minutach, bo gorzknieje) 
Dodaliśmy drobno posiekane warzywa a kiedy zmiękły na patelnię trafiło mięso. 
Po kilku minutach, kiedy mięso było dobrze obsmażone, dodaliśmy koncentrat, później wino, pieprz i sól, a po chwili mleko. 
Całość dusiła się około 20 min. 

Sos został podany z makaronem jajecznym, jak zostało podkreślone, spaghetti (ze względu na swoją śliskość) do niego się nie nadaje.

Warsztaty organizowała firma Pudliszki. Pierwsze zdjęcie pochodzi z nadesłanych materiałów

niedziela, 23 marca 2014

Lubię kaszę!

Zawsze lubiłam kaszę, ale teraz lubię jeszcze bardziej! :-)

W ubiegłym tygodniu wzięłam udział w warsztatach poprowadzonych przez Andrzeja Polana w ramach kampanii
To było niezwykle inspirujące spotkanie, Pan Andrzej szef kuchni w restauracji Soul Kitchen, pokazał nam, że dobrze przygotowana kasza, połączona z odpowiednimi dodatkami może stanowić podstawę a nie tylko tło dania.

Każda z przygotowywanych potraw była pyszna i w pewien sposób nietypowa. Wśród nich znalazły się:

Kurczak konfitowany w maśle podawany z kaszą owsianą w rosole bazyliowym


Krokiety z niepalonej kaszy gryczanej w sosie z białej kiełbasy i z jajkiem w koszulce


Polędwiczka wieprzowa z cytrusową kaszą


Maślankowa panna cotta z czarną porzeczką i polentą z kaszy manny


Gotowaliśmy w trzyosobowych grupach, pod okiem szefa kuchni i jego współpracownicy, pani Anny.
Ja znalazłam się w grupie przygotowującej pierwsze dania - przystawkę i zupę. Przepisy dostałam podczas spotkania.

Kasza pęczak jak risotto z grzybami

150 g kaszy pęczak*
100 g mrożonych borowików
1 cebula
olej rzepakowy do smażenia
100 g masła
100 g twardego sera, tu Bursztyn
ok. 500 ml warzywnego bulionu
natka pietruszki, koperek
czarny pieprz, sól **

*pęczak jęczmienny (pszenny ma zupełnie inny smak, jak dla mnie odpada).

**Doprawiamy do smaku solą i pieprzem, pamiętając, że ser dodawany na końcu jest słony.

Cebulę kroimy w drobna kostkę i szklimy na patelni, do lekkiego zezłocenia brzegów. Dodajemy pęczak i razem smażymy do momentu aż kasza lekko zbieleje i będzie szklista od tłuszczu
Powoli dodajemy gorący bulion warzywny, chochla po chochli, ciągle mieszając.
W trakcie dodajemy grzyby, pokrojone w kostkę (nie trzeba wcześniej ich przesmażać).
Kończymy dodawanie bulionu kiedy kasza będzie miękka. 
Teraz dodajemy masło i tarty ser, dokładnie mieszamy i dodajemy zioła oraz świeżo zmielony pieprz
Danie ma mieć kremową konsystencję , nie wygotowujemy bulionu do końca.

Krem z kalafiora z kaszą manną, brukselką i kawiorem z łososia

2 szt. kalafiora (polecam mrożony)
4 łyżki kaszy manny
150 ml śmietany 36%
500 ml mleka
1 łyżka masła
kilka sztuk brukselki
2 łyżki kawioru z łososia
1 pęczek włoszczyzny
oliwa wędzona
olej do smażenia
gałka muszkatołowa
sól
koperek

Włoszczyznę zalewamy wodą i gotujemy tzw. krótki bulion.

Kalafiory gotujemy do miękkości w mleku połączonym ze śmietaną z dodatkiem masła, kaszą manną i solą.
Po ugotowaniu całość miksujemy, dopełniamy bulionem i doprawiamy gałka muszkatołową.

Brukselkę dzielimy na pojedyncze listki, które smażymy na złoty kolor. Osuszamy listki na ręczniku papierowym.

Zupę dekorujemy* listkami brukselki, kuleczkami kawioru, koperkiem i oliwą wędzoną.

*tu mała wpadka, w chwilowym zaćmieniu, rączo pognałam po dodatki z zupy w chwili gdy wydawaliśmy pęczak z grzybami, do tej pory rumienię się na samą myśl!
Wyobrażacie sobie kaszę z borowikami i kawiorem? :))


sobota, 15 marca 2014

Fougasse

Tym razem, w naszej "wieloblogowej" piekarni pojawiają się liście ;) Fougasse zaproponowała Magda i bardzo Jej za to dziękuję, bo od lat zbierałam się żeby je upiec i do tej pory jakoś mi nie wyszło.
Wypiek dla wielbicieli chlebowej skórki, idalnie dzieli się na części, można zajadać na sucho, albo z oliwą, albo nabierać nim jakiś sos.

Zdecydowanie będę powtarzać, zwłaszcza, że teraz już wiem, na co zwrócić szczególną uwagę.
Następnym razem trochę lepiej podsypię ciasto przed ostatecznym wyrastaniem. Jeden z liści przykleił mi się do papieru do pieczenia i nie bardzo mogłam powiększyć nacięcia. Natomiast drugi przy przekładaniu na kamień pozwijał mi się i wyglądał ja sterta supełków, był po prostu za duży, za bardzo go rozciągnęłam.

Fougasse
Przepis J. Hamelmana z książki Chleb (usunęłam z niego oliwki*)
Składniki na 2 chlebki


pâte fermentée
122 g (1 szklanka) mąki chlebowej
79 g (3/8 szklanki) wody
3 g soli
szczypta drożdży

Połączyć drożdże z wodą, dodać mąkę i mieszać do osiągnięcia gładkiego ciasta.
Pâte fermentée powinno mieć konsystencję gotowego ciasta na chleb.
Przykryć dzieżę folią spożywczą i odstawić na 12-16 godzin w temperaturze około 21 C.
Dojrzały zaczyn będzie wyrośnięty i zacznie się w środku lekko zapadać.

ciasto właściwe
320 g (4 1 szklanki) mąki chlebowej
48 g (3/8 szklanki) mąki pszennej razowej
255 g (1 1/8 szklanki) wody
6 g soli
3 g drożdży instant
26 g (2 łyżki) oliwy z oliwek ev

całość pâte fermentée

Włożyć do dzieży wszystkie składniki oprócz pâte fermentée, oliwek i oliwy. Mieszać całość na pierwszej prędkości 3 minuty, aby składniki się połączyły. Podczas mieszania dodawać partiami zaczyn.
W razie potrzeby skorygować hydrację, dolewając nieco wody.
Po wymieszaniu składników ciasto powinno mieć średnią konsystencję. Włączyć drugą prędkość i dodawać oliwę. Mieszać 5-6 minut, aby rozwinąć siatkę glutenową.

Ciasto przykryć i odstawić do fermentacji na 2 godziny.
Po godzinie od rozpoczęcia fermentacji, ciasto wyjąć z dzieży na obsypany mąką blat,delikatnie rozciągnąć i złożyć na trzy, obrócić o 90 stopni znów złożyć na trzy. Po 2 godzinach ciasto podzielić na pół, lekko zaokrąglić, położyć złączeniem do dołu na posypanej mąka powierzchni i przykryć folią spożywczą.
Odstawić na 20 minut po czym rozwałkować tak , aby przybrało owalny kształt.
Przykryć i odstawić na godzinę w temperaturze około 24 C.
Kiedy ciasto wyrośnie, delikatnie je rozciągnąć, mniej więcej o połowę.
Uformować wydłużony trójkąt o wysokości równej półtorej długości podstawy, a następnie naciąć.
Jeszcze bardziej rozciągnąć ciasto, aby nacięcia się otworzyły.
Przełożyć chlebki na ładownik/ łopatę posypana semoliną lub kaszką kukurydzianą.
Piekarnik rozgrzać do temperatury 230C,
naparować go umieszczając na dole naczynie z gorącą wodą lub wrzucając kilka kostek lodu,
piec 20 minut na kamieniu do pieczenia, aż fougasse będą rumiane i chrupiące, ale nadal miękkie w środku.

Uwagi
Oliwki można zastąpić anchois, pamiętając że anchois są bardziej słone niż oliwki.
Wierzch ciasta przed pieczeniem można posmarować oliwą
i posypać gruboziarnistą solą i ziołami lub czarnym pieprzem i parmezanem.

*Nie dodawałam niczego do ciasta, chlebki przed upieczeniem posmarowałam oliwą i posypałam wędzoną solą w płatkach.

Liście piekli również:

poniedziałek, 3 marca 2014

Kiszka ziemniaczana

Po warsztatach  z Arturem Morozem umówiłyśmy się z Amber, że będziemy robić kiełbaski . 
Na pierwszy ogień poszły oczywiście te rybne, które były dla nas przebojem spotkania w ‘Bulaju’.
Kupiłyśmy wieprzowe flaczki i przystąpiłyśmy do dzieła, efekty można podziwiać u Ani.
Zachęcone pierwszym sukcesem umówiłyśmy się, że tym razem wykonamy kiszkę ziemniaczaną. 
Niby nic, trochę ziemniaków, boczku, cebuli i przyprawy, a ciężko było, oj ciężko!
Okazuje się, że masa ziemniaczana, pewnie za przyczyną dużej ilości skrobi, dużo gorzej przechodzi przez maszynkę niż masa mięsna. Gdyby nie Ania, zrezygnowałabym w połowie, po prostu bolało mnie wszystko od tego uporczywego napierania na maszynkę :)) 
Ale wtedy Ania wpadła na pomysł, że wykorzystamy tylko końcówkę, taką tutkę z maszynki, znalazłyśmy drewnianą łyżkę 
z odpowiednim trzonkiem i dalsze napychanie poszło już gładko.
Wyszła nam fajna kolacja na dwie rodziny. Każdy z próbujących był zadowolony, choć każdy miał inne pomysły co do doprawienia. Jedni uważali, że dałyśmy za dużo czosnku, inni, że za dużo pieprzu, a znowu następni, że tego pieprzu było za mało. 
Wiadomo, wszystko jest kwestią indywidualnego smaku i upodobania.

Kiszka ziemniaczana

Składniki:

masa:
 3 kg ziemniaków (odmiana Irga)
1 duża główka czosnku
3 średnie cebule
650 g wędzonego , parzonego boczku
200 g wędzonej słoniny
3 łyżki kaszy manny
otarty pęczek suszonego majeranku    
sól morska
sól wędzona
mielony pieprz czarny 

oraz:
8 m cienkiego flaka wieprzowego


Ziemniaki i cebulę starłyśmy na tarce jarzynowej.
Czosnek przecisnęłyśmy przez praskę.
Boczek i słoninę pokroiłyśmy drobno i usmażyłyśmy na rumiano.
Wszystkie składniki masy dokładnie wymieszałyśmy za pomocą miksera.
Flaki namoczyłyśmy i podzieliłyśmy na mniej więcej 30 cm odcinki.
Początkowo napychałyśmy kiełbaski za pomocą maszynki (przystawki do robota kuchennego), o wiele lepszym pomysłem okazało się wykorzystanie plastikowej końcówki z maszynki i trzonka drewnianej łyżki.
Flaki należy napychać dość luźno, masa powiększa się podczas pieczenia i kiełbaski mogły by popękać.
Ja swoje kiełbaski piekłam w temp. 145 st do mocnego zrumienienia, około 1 godzinę, nakłułam je wykałaczką po pierwszych 10 min. Przed pieczeniem delikatnie posmarowałam je olejem.
Polecam!

sobota, 1 marca 2014

Sernik z mango


Przygotowując to ciasto bazowałam na przepisie Dziuuni na Sernik nowojorski
Od momentu kiedy kupiłam puszkę musu z mango kombinowałam co z nią zrobić, ten sernik okazał się bardzo dobrym pomysłem.

Składniki:
spód: 
100 g półsłodkich herbatników*
55 g rozpuszczonego masła

masa: (składniki w temp. pokojowej)
0,5 kg sera śmietankowego typu Philadephia**
duża szczypta soli
0,75 szklanki cukru
1,5 łyżki skrobi kukurydzianej
1  łyżka soku z cytryny
2 łyżki musu z mango
0,25 szklanki śmietanki kremowej
1 duże żółtko
4 duże jajka
 
polewa:
350 ml musu z mango***
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka żelatyny
 1 łyżka soku z cytryny
około 3 łyżek wody

* przeważnie używam Lu Digestive
**chodzi o dużą zawartość tłuszczu – ja zawsze używam serek naturalny ’Delfiko’
*** kupiłam gotowy w puszce, był słodki
1 . Przygotowanie spodu.
Dno tortownicy ( 21 cm) wyłożyłam papierem do pieczenia.
Ciastka rozkruszyłam w misce za pomocą drewnianego tłuczka, dodałam rozpuszczone masło, dokładnie wymieszałam widelcem.
Powstałą masę ubiłam na dnie tortownicy. Piekłam 10 min. w temperaturze 160 st.

2. Masa
Piekarnik rozgrzałam do 250 stopni C.
Ser delikatnie zmiksowałam tak żeby zbytnio nie napowietrzyć masy. Dodałam cukier i sól, mąkę, sok z cytryny i mus z mango. 
Wlałam śmietankę. Dalej mieszając dodałam kolejno jajka i żółtko.
Wylałam masę na podpieczony spód i wstawiłam tortownicę do piekarnika.
Piekłam początkowo w  temp 250 st, po 10 min zmniejszyłam temp. do 90 st i piekłam jeszcze przez 1 h.
Wyjęłam sernik  piekarnika i odstawiłam na 20 min. do przestygnięcia

3. Kiedy ciasto stygło przygotowałam polewę.
Skrobię dokładnie wymieszałam z 2 łyżkami zimnej wody i z sokiem z cytryny. Żelatynę namoczyłam w pozostałej łyżce wody.
W rondelku zagotowałam mus z mango. Do gorącego dodałam mieszając skrobię i podotowałam kilka minut. Na koniec dodałam namoczoną żelatynę i dokładnie wymieszałam trzepaczką rózgową. Odstawiłam na 10 min do przestygnięcia.

Ciepłą polewę wylałam na jeszcze ciepły sernik. Całość, po 3 h stygnięcia, owinęłam folią spożywczą i schowałam na noc do lodówki.

Mango dodane do sera było prawie niewyczuwalne, zmieniło tylko delikatnie kolor masy -  sernik miał po prostu cieplejszy odcień.
Polewa wyszła świetnie, dokładnie utrafiłam z ilością żelatyny, masa nie spływała ale nie była też twarda, taki efekt chciałam osiągnąć.
A smak? Dla tych, którzy lubią mango pyszny! :) Musicie sami spróbować!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...